Informacje o Weronika postanawia umrze膰 - film na DVD lektor PL - 7475110032 w archiwum Allegro. Data zako艅czenia 2019-05-31 - cena 7,70 z艂 Weronika postanawia umrze膰. Tajemniczy 艣rodek zamienia j膮 w "zombie". Nocuje na przystankach i klatkach schodowych. Atakuje ludzi na ulicy. I zmieni艂a si臋 nie do poznania. A min膮艂 ledwie Kup teraz: DWANA艢CIE OPOWIADA艃 TU艁ACZYCH&WERONIKA POSTANAWIA za 19,99 z艂 i odbierz w mie艣cie Kalisz. Szybko i bezpiecznie w najlepszym miejscu dla lokalnych Allegrowicz贸w. Fast Money. 锘縧oogaro Prywatne EBooki U偶ytkownik loogaro wgra艂 ten materia艂 5 lata temu. Od tego czasu zobaczy艂o go ju偶 4,576 os贸b, 1683 z nich pobra艂o i opinie (0)Transkrypt ( 25 z dost臋pnych 192 stron) STRONA 1Paulo Coelho Weronika postanawia umrze膰 O Maryjo, Bez grzechu pocz臋ta, M贸dl si臋 za nami, Kt贸rzy si臋 do Ciebie uciekamy. Amen. Oto da艂em wam w艂adz臋, st膮pa膰 po w臋偶ach... A nic wam nie zaszkodzi. 艁ukasz, 10, 19 21 listopada 1997 roku Weronika uzna艂a, 偶e nadszed艂 wreszcie czas, by pope艂ni膰 samob贸jstwo. Dok艂adnie posprz膮ta艂a wynajmowany u zakonnic w klasztorze pok贸j, wy艂膮czy艂a ogrzewanie, umy艂a z臋by i po艂o偶y艂a si臋. Z blatu nocnego stolika wzi臋ta cztery opakowania tabletek nasennych. Zamiast rozkruszy膰 je i rozpu艣ci膰 w wodzie postanowili bra膰 jedn膮 po drugiej, bo zamiar to jedno a nieodwracalno艣膰 czynu to drugie i chcia艂a zostawi膰 sobie STRONA 2mo偶liwo艣膰 wycofania si臋. Jednak z ka偶d膮 potykan膮 tabletk膮 utwierdza艂a si臋 w s艂uszno艣ci swojej decyzji i po pi臋ciu minutach opakowania by艂y puste. Poniewa偶 nie wiedzia艂a dok艂adnie, ile czasu up艂ynie zanim straci przytomno艣膰, wzi臋ta do r臋ki le偶膮cy na 艂贸偶ku, w艂a艣nie nades艂any do biblioteki, w kt贸rej pracowa艂a, ostatni numer francuskiego czasopisma Homme. Kartkuj膮c je zwr贸ci艂a uwag臋 na artyku艂 o grze komputerowej, napisanej przez Paula Coelho, brazylijskiego pisarza, kt贸rego mia艂a okazj臋 pozna膰 podczas jakiej艣 konferencji w kawiarni hotelu Grand Union. Zamienili wtedy par臋 st贸w i Weronika zosta艂a zaproszona na kolacj臋 organizowan膮 przez jego wydawc臋. By艂o na niej zbyt du偶o ludzi, by uda艂o im si臋 naprawd臋 porozmawia膰. Jednak dzi臋ki temu, 偶e zna艂a autora pomy艣leli o nim jakby o kim艣 ze swojego otoczenia, a przeczytanie reporta偶u o jego pracy mog艂o wype艂ni膰 oczekiwanie na 艣mier膰. Zacz臋ta czyta膰 artyku艂 o informatyce, kt贸ra wcale jej nie interesowali. Dok艂adnie tak post臋powali przez ca艂e 偶ycie - zawsze szuka艂a 艂atwizny, albo zadowala艂a si臋 tym, co by艂o w zasi臋gu r臋ki - jak cho膰by to czasopismo. Jednak ju偶 pierwsza linijka artyku艂u wytr膮cili j膮 z naturalnego stanu bierno艣ci i po raz pierwszy w 偶yciu musia艂a przyzna膰, 偶e ulubione zdanie jej przyjaci贸艂: "Nic na 艣wiecie nie zdarza si臋 przez przypadek" - co艣 jednak znaczy. Dlaczego dostrzegli po艣r贸d tylu innych w艂a艣nie te s艂owa? I to w chwili, gdy zacz臋li umiera膰? Jakie tajne przestanie nios艂y ze sob膮, je艣li tajne STRONA 3przestania w og贸le istniej膮, bo by膰 mo偶e to, co si臋 za nie uznaje, to tylko zbiegi okoliczno艣ci? Ot贸偶 dziennikarz rozpoczyna艂 sw贸j artyku艂 pytaniem: "Gdzie le偶y S艂owenia?" "Nikt nie wie, gdzie le偶y S艂owenia - pomy艣la艂a. - Nikt". Przecie偶 S艂owenia istnia艂a naprawd臋, tu, w tym pokoju i tam, w widniej膮cych na horyzoncie g贸rach i na placu, na kt贸ry patrze膰 mog艂a z okna. S艂owenia to byt jej kraj. Od艂o偶y艂a czasopismo. C贸偶 j膮 teraz mog艂a obchodzi膰 pogarda 艣wiata, kt贸ry lekcewa偶y艂 istnienie S艂owe艅c贸w - nie mia艂a ju偶 nic wsp贸lnego ze wzgardzonym narodem. Teraz by艂a dumna z samej siebie, 偶e w ko艅cu zdoby艂a si臋 na odwag臋, by po偶egna膰 si臋 z 偶yciem. C贸偶 to za rado艣膰! I 偶e zrobi艂a to w spos贸b, o jakim marzy艂a - potykaj膮c si臋 tabletki. Poszukiwa艂a tych tabletek od prawie sze艣ciu miesi臋cy. S膮dz膮c, 偶e nigdy nie zdo艂a ich zdoby膰, zacz臋ta nawet my艣le膰 o podci臋ciu 偶y艂, lecz wtedy w pokoju by艂oby pe艂no krwi i sprawi艂aby k艂opot zakonnicom. Bardzo by si臋 zmartwi艂y. Ale samob贸jcza decyzja zmusza do my艣lenia przede wszystkim o sobie, o innych my艣li si臋 p贸藕niej. Zrobi艂aby wszystko, byle jej 艣mier膰 nie wywo艂a艂a zbyt wiele zamieszania, ale je艣li podci臋cie 偶yt mia艂oby si臋 okaza膰 jedynym wyj艣ciem, to c贸偶 - zakonnice musia艂yby zapomnie膰 o ca艂ej historii i posprz膮ta膰 pok贸j, inaczej nie uda艂oby si臋 im wynaj膮膰 go nikomu, bo ludzie, cho膰 to ju偶 schy艂ek dwudziestego wieku, wci膮偶 jeszcze wierz膮 w duchy. STRONA 4Oczywi艣cie, mog艂a si臋 r贸wnie偶 rzuci膰 z dachu jednego z nielicznych wie偶owc贸w Ljubljany, ale ile偶 niepotrzebnego cierpienia przysporzyliby swoim rodzicom? Pr贸cz szoku na wie艣膰 o 艣mierci c贸rki, musieliby jeszcze prze偶y膰 identyfikacj臋 zmasakrowanych zw艂ok. Nie, takie rozwi膮zanie by艂oby gorsze od otwarcia sobie 偶y艂; zostawi艂oby niezabli藕nione rany w pami臋ci istot, kt贸re pragn臋艂y jedynie jej dobra. "Ze 艣mierci膮 c贸rki b臋d膮 si臋 w stanie pogodzi膰, ale nigdy nie zapomn膮 widoku roztrzaskanej czaszki". Mog艂a strzeli膰 do siebie, skoczy膰 z okna czy si臋 powiesi膰 - ale 偶aden z tych wariant贸w nie odpowiada艂 jej kobiecej naturze. Gdy kobiety decyduj膮 si臋 na 艣mier膰, wybieraj膮 bardziej romantyczne sposoby - otwieraj膮 sobie 偶y艂y albo przedawkowuj膮 艣rodki nasenne. Opuszczone ksi臋偶niczki czy aktorki Hollywoodu da艂y tego rozliczne dowody. Weronika wiedzia艂a, 偶e zawsze trzeba czeka膰 na w艂a艣ciwy moment. I rzeczywi艣cie tak by艂o. Dwaj przyjaciele, poruszeni jej ci膮g艂ym uskar偶aniem si臋 na bezsenno艣膰, zdobyli od muzyk贸w z miejscowej dyskoteki po dwa pudelka tabletek nasennych. Po艂o偶y艂a je na nocnym stoliku i przez tydzie艅 flirtowa艂a ze 艣mierci膮, 偶egnaj膮c si臋 bez zb臋dnego sentymentalizmu z tym, co zwie si臋 呕yciem. Teraz by艂a szcz臋艣liwa, 偶e nie cofn臋艂a si臋, ale i znudzona, bo nie wiedzia艂a, co pocz膮膰 z resztk膮 czasu, kt贸ry jej pozosta艂. Wr贸ci艂a my艣lami do dopiero co przeczytanych niedorzeczno艣ci. Jak artyku艂 o komputerach mo偶e zaczyna膰 si臋 tak idiotycznym zdaniem: "Gdzie le偶y S艂owenia?". Nie znajduj膮c nic ciekawszego, czym mog艂aby si臋 zaj膮膰, STRONA 5postanowi艂a przeczyta膰 go do ko艅ca. Okaza艂o si臋, 偶e wspomniana gra komputerowa produkowana jest w S艂owenii - w tym dziwnym kraju, o kt贸rym nikt, pr贸cz jego mieszka艅c贸w, nic nie wie - poniewa偶 si艂a robocza jest tu bardzo tania. Francuska firma, wprowadzaj膮c przed kilkoma miesi膮cami ten produkt na rynek, wydala na zamku w Biedzie przyj臋cie dla dziennikarzy z ca艂ego 艣wiata. Weronika przypomnia艂a sobie, 偶e s艂ysza艂a co艣 na temat tego bankietu. By艂 wielkim wydarzeniem w mie艣cie nie tylko dlatego, 偶e zamek zosta艂 tak przystrojony na t臋 uroczysto艣膰, by przyda艂 艣redniowiecznej atmosfery grze komputerowej, ale r贸wnie偶 dlatego, i偶 w lokalnej prasie rozgorza艂a polemika o to, 偶e na przyj臋cie zostali zaproszeni dziennikarze z Niemiec, Francji, Anglii, W艂och i Hiszpanii, ale ze S艂owenii nie zaproszono nikogo. Autor artyku艂u - kt贸ry do S艂owenii przyjecha艂 po raz pierwszy, bez w膮tpienia na koszt organizatora, i zamierza艂 sp臋dzi膰 mi艂o czas, oczarowuj膮c koleg贸w po fachu i wyg艂aszaj膮c pozornie tylko interesuj膮ce kwestie, pij膮c i jedz膮c, nie wyjmuj膮c grosza z kieszeni - rozpocz膮艂 sw贸j artyku艂 偶artem, kt贸ry mia艂 chyba zrobi膰 wra偶enie na przem膮drza艂ych intelektualistach z jego kraju. Po powrocie opowiedzia艂 zapewne swoim redakcyjnym kolegom kilka zmy艣lonych historii o miejscowych obyczajach, albo o tym, jak bez fantazji ubieraj膮 si臋 po S艂owe艅sku. Ale to ju偶 by艂 jego problem. Weronika umiera艂a i mia艂a na g艂owie inne zmartwienia. Chocia偶by, czy istnieje 偶ycie po 艣mierci, albo, kiedy znajd膮 jej cia艂o. Mimo to - a mo偶e w艂a艣nie dlatego - ten artyku艂 nie dawa艂 jej spokoju. STRONA 6Wyjrza艂a przez klasztorne okno wychodz膮ce na ma艂y plac w Ljubljanie. "Skoro nikt nie wie, gdzie le偶y S艂owenia - pomy艣la艂a - to Ljubljana musi by膰 dla ludzi jakim艣 mitem". Tak jak Atlantyda, Lemuria czy inne zagubione kontynenty, kt贸re niepokoj膮 wyobra藕ni臋 cz艂owieka. Nikt na 艣wiecie nie o艣mieli艂by si臋 rozpocz膮膰 artyku艂u pytaniem, gdzie le偶y Mount Everest. Ale w samym 艣rodku Europy, dziennikarz szanuj膮cego si臋 czasopisma, mo偶e bez cienia wstydu zapyta膰 o S艂oweni臋, bo wi臋kszo艣膰 czytelnik贸w nie ma poj臋cia, ani gdzie le偶y ona, ani tym bardziej jej stolica - Ljubljana. Nagle Weronika odkry艂a spos贸b na sp臋dzenie czasu, kt贸ry jej pozosta艂. Min臋艂o ju偶 dziesi臋膰 minut, a ona wci膮偶 nie czu艂a 偶adnej zmiany w organizmie. Ostatnim dzie艂em jej 偶ycia b臋dzie list do tego czasopisma, wyja艣niaj膮cy, 偶e S艂owenia jest jednym z pi臋ciu kraj贸w, kt贸re powsta艂y na skutek rozpadu dawnej Jugos艂awii. Ten list b臋dzie jej listem po偶egnalnym, cho膰 nie wyjawi w nim prawdziwych przyczyn samob贸jstwa. Gdy znajd膮 jej cia艂o, dojd膮 do wniosku, 偶e odebra艂a sobie 偶ycie, bo w jakim艣 czasopi艣mie nie wiedzieli, gdzie le偶y jej kraj. Za艣mia艂a si臋, oczyma wyobra藕ni widz膮c ju偶 w prasie artyku艂y na temat jej 艣mierci za narodow膮 spraw臋. Zdumia艂o j膮, jak szybko zmienili zdanie, bo przecie偶 jeszcze przed chwil膮 my艣leli co艣 ca艂kiem odwrotnego, 偶e wcale nie obchodzi jej ten 艣wiat i jego geograficzne problemy. Napisa艂a list. W przyp艂ywie dobrego humoru niemal postawili pod znakiem zapytania konieczno艣膰 swojej 艣mierci, ale za偶y艂a ju偶 tabletki i by艂o za p贸藕no, by si臋 wycofa膰. STRONA 7Miewa艂a ju偶 chwile dobrego nastroju. Nie zabija艂a si臋 dlatego, 偶e by艂a wiecznie smutna, zgorzknia艂a czy przygn臋biona. Cz臋sto popo艂udniami rado艣nie spacerowali ulicami Ljubljany lub obserwowali z klasztornego okna swego pokoju p艂atki 艣niegu spadaj膮ce na maty plac, na kt贸rym sta艂 pomnik poety. Pewnego razu bodaj przez miesi膮c buja艂a w ob艂okach, bo w艂a艣nie na tym placu jaki艣 nieznajomy podarowa艂 jej bukiet kwiat贸w. Uwa偶a艂a si臋 za osob臋 ca艂kowicie normaln膮. A samob贸jstwo pope艂nia艂a z dw贸ch prostych powod贸w. By艂a pewna, 偶e gdyby obja艣ni艂a w li艣cie po偶egnalnym te powody, wielu ludzi przyzna艂oby jej racj臋. Po pierwsze: jej 偶ycie by艂o monotonne. A kiedy przeminie m艂odo艣膰 stanie si臋 powoli zgorzknia艂膮, schorowan膮 staruszk膮. Wtedy opuszcz膮 j膮 przyjaciele. Nie ma co kurczowo trzyma膰 si臋 偶ycia, kt贸re mo偶e przynie艣膰 tylko cierpienia. Po drugie: Weronika czyta艂a gazety i ogl膮dali telewizj臋, 艣ledzi艂a na bie偶膮co wydarzenia na 艣wiecie. Wszystko by艂o nie tak, a ona nie mog艂a temu zaradzi膰 i czu艂a si臋 ca艂kowicie bezu偶yteczna. Teraz, za chwil臋 zazna ostatecznego, 艣mierci. Po niej nast膮pi co艣 absolutnie innego. Sko艅czy艂a pisa膰 sw贸j list i skupi艂a si臋 na sprawach istotniejszych i bardziej przystaj膮cych do chwili, kt贸r膮 w艂a艣nie 偶y艂a, czy te偶 raczej, w kt贸rej umiera艂a. Stara艂a si臋 wyobrazi膰 sobie 艣mier膰, ale na pr贸偶no. Ale przecie偶 nie musia艂a si臋 ni膮 k艂opota膰, do艣wiadczy jej niebawem. Za ile minut? Nie mia艂a poj臋cia. Radowa艂o j膮, 偶e ju偶 wkr贸tce pozna odpowied藕 na pytanie, kt贸re stawiali sobie wszyscy: czy B贸g istnieje? STRONA 8W przeciwie艅stwie do wielu ludzi nie by艂 to wewn臋trzny dylemat jej 偶ycia. Za czas贸w komunizmu nauczano, 偶e 偶ycie ko艅czy si臋 wraz ze 艣mierci膮, wi臋c przywyk艂a do tej my艣li. Jednak pokolenie jej rodzic贸w i dziadk贸w wci膮偶 chodzi艂o do ko艣cio艂a, odbywa艂o pielgrzymki, modli艂o si臋 i 偶y艂o w 艣wi臋tym przekonaniu, 偶e B贸g przyk艂ada wag臋 do ich s艂贸w. W wieku 24 lat, prze偶ywszy wszystko to, co by艂o jej dane prze偶y膰 - a by艂o tego sporo! - Weronika by艂a niemal pewna, 偶e wszystko sko艅czy si臋 wraz ze 艣mierci膮. Dlatego wybra艂a samob贸jstwo nareszcie uwolnienie i wieczna niepami臋膰. Jednak w g艂臋bi serca ko艂ata艂a si臋 jeszcze w膮tpliwo艣膰: a je艣li B贸g istnieje? Tysi膮ce lat cywilizacji uczyni艂o z samob贸jstwa tabu, obraz臋 wszelkich przykaza艅 religijnych. Cz艂owiek walczy, by przetrwa膰, a nie po to, by si臋 podda膰. Ludzie powinni si臋 mno偶y膰. Spo艂ecze艅stwu potrzeba r膮k do pracy. Kobieta i m臋偶czyzna musz膮 mie膰 pow贸d, by trwa膰 razem na dobre i z艂e, nawet kiedy ich mi艂o艣膰 wygas艂a. Pa艅stwu potrzebni s膮 偶o艂nierze, politycy i arty艣ci. "Je艣li B贸g istnieje - w co szczerze w膮tpi臋 - to zrozumiem, 偶e istniej膮 granice ludzkiej wytrzyma艂o艣ci. To on stworzy艂 ca艂y ten nie艂ad, gdzie panuje n臋dza, niesprawiedliwo艣膰, chciwo艣膰, samotno艣膰. Jego zamiary by艂y wprawdzie wspania艂e, ale rezultaty okaza艂y si臋 op艂akane. Je艣li B贸g istnieje, b臋dzie zapewne wspania艂omy艣lny wobec stworze艅, kt贸re zechcia艂y pr臋dzej opu艣ci膰 ten pad贸艂, a mo偶e nawet przeprosi za to, 偶e zmusi艂 nas do odbycia ziemskiej w臋dr贸wki". STRONA 9Precz z tabu i przes膮dami! Jej g艂臋boko wierz膮ca matka mawia艂a, 偶e B贸g zna przesz艂o艣膰, tera藕niejszo艣膰 i przysz艂o艣膰. A zatem powo艂a艂 j膮 na ten 艣wiat w pe艂ni 艣wiadom, 偶e pewnego dnia odbierze sobie 偶ycie, i jego ten czyn nie zaszokuje. Poczuta md艂o艣ci, kt贸re szybko zacz臋ty przybiera膰 na sile. Po paru minutach nie potrafili ju偶 skupi膰 si臋 na widoku z okna. By艂a zima, oko艂o czwartej po po艂udniu, s艂o艅ce ju偶 zachodzi艂o. Dla innych 偶ycie b臋dzie toczy膰 si臋 dalej. W艂a艣nie jaki艣 ch艂opak dostrzeg艂 j膮 w oknie. Nawet do g艂owy mu nie przysz艂o, 偶e ona umiera. Grupa boliwijskich muzyk贸w (gdzie le偶y Boliwia? dlaczego artyku艂y w gazetach nie zaczynaj膮 si臋 od takiego pytania?) gra艂a przed pomnikiem France Preserem, wielkiego s艂owe艅skiego poety, kt贸ry odcisn膮艂 sw贸j 艣lad w duszy narodu. Czy uda jej si臋 wys艂ucha膰 do ko艅ca melodii dochodz膮cej z placu? By艂oby to pi臋kne po偶egnanie z 偶yciem: zapadaj膮cy zmierzch, melodia nios膮ca marzenia z drugiego kra艅ca 艣wiata, przytulny i ciep艂y pok贸j, pi臋kny i pe艂en 偶ycia ch艂opak, kt贸ry w艂a艣nie zatrzyma艂 si臋 i na ni膮 popatrzy艂. Zacz臋ta ju偶 odczuwa膰 dzia艂anie 艣rodk贸w nasennych. Ten przechodzie艅 byt ostatnim cz艂owiekiem, jakiego widzi. U艣miechn膮艂 si臋. Odwzajemni艂a u艣miech - nie mia艂a nic do stracenia. Pomacha艂 do niej, ale uda艂a, 偶e patrzy gdzie indziej. Pozwala艂 sobie na zbyt wiele. Zbity z tropu poszed艂 w swoj膮 stron臋. Weronika poczuta si臋 szcz臋艣liwa, 偶e zn贸w kogo艣 oczarowata. Ale to przecie偶 nie z powodu braku mi艂o艣ci targn臋艂a si臋 na swoje 偶ycie, ani z STRONA 10braku czu艂o艣ci w rodzinie, czy przez k艂opoty finansowe albo nieuleczaln膮 chorob臋. Weronika umiera艂a pi臋knego popo艂udnia w Ljubljanie, w takt boliwijskiej muzyki dochodz膮cej z placu, z m艂odzie艅cem przechodz膮cym pod jej oknem w tle. Cieszy艂a si臋 tym, co widzia艂a i s艂ysza艂a. A jeszcze bardziej tym, 偶e nie b臋dzie musia艂a uczestniczy膰 w takim samym spektaklu przez najbli偶sze trzydzie艣ci, czterdzie艣ci czy pi臋膰dziesi膮t lat - bo sta艂by si臋 tragedi膮 jej 偶ycia, tragedi膮, w kt贸rej wszystko si臋 powtarza, a ka偶dy dzie艅 podobny jest do poprzedniego. 呕o艂膮dek zacz膮艂 ju偶 podchodzi膰 jej do gard艂a i poczuta si臋 bardzo 藕le. "To dziwne, s膮dzi艂am, 偶e po takiej dawce zasn臋 natychmiast". A tymczasem szumia艂o jej w uszach i zbiera艂o si臋 na wymioty. "Je艣li zwymiotuj臋, nie umr臋". Postanowi艂a zapomnie膰 o md艂o艣ciach. Usi艂owa艂a skupi膰 uwag臋 na szybko zapadaj膮cej nocy, na Boliwijczykach, na ludziach, kt贸rzy zamykali swoje sklepy i odchodzili. Szum w uszach stawa艂 si臋 coraz bardziej niezno艣ny i Weronika po raz pierwszy od chwili za偶ycia proszk贸w poczuta strach, przera藕liwy strach przed nieznanym. Ale trwa艂o to tylko chwil臋. Wkr贸tce potem stracha przytomno艣膰. Otworzywszy oczy wcale nie pomy艣la艂a: "Musz臋 by膰 w niebie". W niebie nigdy nie by艂oby tych fluorescencyjnych 艣wiate艂, a i b贸l, kt贸ry pojawi艂 si臋 w u艂amek sekundy p贸藕niej, by艂 ziemskim b贸lem. Ach, ten ziemski b贸l! Jedyny w swoim rodzaju. Nie spos贸b pomyli膰 go z niczym innym. STRONA 11Pr贸bowa艂a si臋 poruszy膰, ale b贸l si臋 nasila艂. Przed jej oczami pojawi艂a si臋 niezliczona ilo艣膰 艣wietlistych punkcik贸w. Weronika wiedzia艂a, 偶e owe punkciki nie s膮 gwiazdami w raju, tylko objawem dojmuj膮cego b贸lu. - Odzyska艂a艣 艣wiadomo艣膰 - us艂ysza艂a kobiecy g艂os. - Teraz jeste艣 ju偶 dwiema nogami w piekle, korzystaj z tego do woli. Nie, to niemo偶liwe, ten g艂os k艂ama艂. To nie mog艂o by膰 piek艂o, bo by艂o jej bardzo zimno i mia艂a plastikowe rurki w nosie i w ustach. Jedn膮 z nich, wepchni臋to jej do gard艂a i pomy艣la艂a, 偶e przez ni膮 za chwil臋 si臋 udusi. Chcia艂a si臋 jej pozby膰, ale okaza艂o si臋, 偶e ma sp臋tane r臋ce. - 呕artuj臋, to wcale nie piek艂o - m贸wi艂 wci膮偶 ten sam glos. - To gorsze ni偶 piek艂o, cho膰 nigdy tam nie by艂am. To Villete. Weronika mimo b贸lu i wra偶enia, 偶e za chwil臋 si臋 udusi, w u艂amku sekundy poj臋ta, co si臋 sta艂o. Usi艂owa艂a pope艂ni膰 samob贸jstwo, lecz kto艣 przyby艂 na czas, by j膮 ocali膰. Mo偶e jaka艣 zakonnica, albo przyjaci贸艂ka, kt贸ra zjawi艂a si臋 bez zapowiedzi, bo przynios艂a co艣, o co Weronika prosi艂a, cho膰 o tym zapomnia艂a. Faktem by艂o, 偶e prze偶y艂a i znajdowali si臋 w Villete. Villete, os艂awiony i pos臋pny azyl psychiatryczny, istniej膮cy od 1991 roku, pami臋tnego roku odzyskania niepodleg艂o艣ci. Wtedy to pewna grupa europejskich biznesmen贸w, prze艣wiadczonych, 偶e podzia艂 by艂ej Jugos艂awii nast膮pi na drodze pokojowej (operacja wojskowa w S艂owenii trwali zaledwie jedena艣cie dni), uzyskali zgod臋 na za艂o偶enie szpitala dla psychicznie chorych w dawnych, opuszczonych przez wojsko z powodu wysokich koszt贸w utrzymania koszarach. STRONA 12W miar臋 jednak jak rozpala艂y si臋 zarzewia wojny - najpierw w Chorwacji, potem w Bo艣ni - ros艂o zaniepokojenie w艣r贸d biznesmen贸w. Pieni膮dze na szpital mia艂y pochodzi膰 od rozproszonych po ca艂ym 艣wiecie inwestor贸w, kt贸rych nazwisk nie znano, nie mo偶na wi臋c by艂o p贸j艣膰 do nich, t艂umaczy膰 i prosi膰 o cierpliwo艣膰. Postanowiono rozwi膮za膰 problem stosuj膮c praktyki bynajmniej nie zalecane w przypadku szpitala psychiatrycznego i Villete sta艂o si臋 dla m艂odego narodu, kt贸ry dopiero co wyfrun膮艂 spod skrzyde艂 opieku艅czego komunizmu, symbolem tego, co w kapitalizmie najgorsze - aby uzyska膰 miejsce w tym os艂awionym szpitalu, wystarczy艂o mie膰 pieni膮dze. Ci, kt贸rzy pragn臋li pozby膰 si臋 cz艂onk贸w rodziny, niewygodnych w sporach spadkowych, czy krewnych, kt贸rzy zachowywali si臋 nieodpowiednio, p艂acili krocie, by zdoby膰 za艣wiadczenie lekarskie, pozwalaj膮ce na umieszczenie w Villete dzieci lub rodzic贸w, b臋d膮cych przyczyn膮 problem贸w. Inni, uciekaj膮c przed wierzycielami lub chc膮c unikn膮膰 wieloletniego wi臋zienia, zaszywali si臋 na jaki艣 czas w szpitalu, z kt贸rego wychodzili wolni od d艂ug贸w i widma aresztu. Villete, miejsce, z kt贸rego nikt nigdy nie uciek艂, skupia艂o prawdziwych wariat贸w - internowanych tutaj wyrokiem sprawiedliwo艣ci, b膮d藕 przeniesionych z innych szpitali, i tych, kt贸rych oskar偶ono o szale艅stwo oraz ludzi udaj膮cych ob艂膮kanych. W zwi膮zku z tym panowa艂 tu niesamowity ba艂agan i prasa raz po raz donosili o z艂ym traktowaniu chorych i nadu偶yciach, cho膰 偶adnemu z dziennikarzy nie uda艂o si臋 uzyska膰 STRONA 13zgody na wej艣cie na teren szpitala i przyjrzenie si臋 temu, co dzieje si臋 w 艣rodku. Rz膮d bada艂 doniesienia, ale nie zdo艂ano zgromadzi膰 偶adnych dowod贸w, akcjonariusze grozili, 偶e rozprzestrzeni膮 pog艂osk臋 o trudno艣ciach stwarzanych zagranicznym inwestorom, lecz sama instytucja ci膮gle ros艂a w sil臋. - Moja ciotka zabi艂a si臋 kilka miesi臋cy temu us艂ysza艂a ten sam kobiecy glos. - Sp臋dzi艂a osiem lat niemal nie wychodz膮c ze swojego pokoju, jedz膮c, tyj膮c, pal膮c, bior膮c 艣rodki uspokajaj膮ce i 艣pi膮c przez wi臋kszo艣膰 czasu. Mia艂a dwie c贸rki i kochaj膮cego m臋偶a. Weronika bezskutecznie pr贸bowali odwr贸ci膰 g艂ow臋 w kierunku dochodz膮cego g艂osu. - Widzia艂am jeden jedyny raz jak zerwali z rutyn膮. W dniu gdy m膮偶 znalaz艂 sobie kochank臋. Urz膮dzi艂a wtedy skandal, strachu kilka kilogram贸w, pot艂uk艂a par臋 kieliszk贸w i przez wiele tygodni jej krzyki nie pozwalany spa膰 s膮siadom. Cho膰 zabrzmi to absurdalnie, my艣l臋 偶e by艂 to najszcz臋艣liwszy okres w jej 偶yciu, bo wtedy o co艣 walczy艂a, czu艂a, 偶e 偶yje, 偶e jest w stanie sprosta膰 wszelkim wyzwaniom. "Co ja mam z tym wsp贸lnego? - pomy艣la艂a Weronika, niezdolna wydoby膰 z siebie g艂osu. - Nie jestem niczyj膮 ciotk膮 i nie mam m臋偶a!" - W ko艅cu m膮偶 rzuci艂 kochank臋 - ci膮gn臋li dalej kobieta. - Ciotka stopniowo wraca艂a do swej zwyk艂ej bierno艣ci. Pewnego dnia zadzwoni艂a do mnie z nowin膮, 偶e pragnie zmieni膰 swoje 偶ycie, ju偶 rzuci艂a palenie. Jeszcze w tym samym tygodniu, by u艣pi膰 g艂贸d nikotynowy, zacz臋艂a za偶ywa膰 wi臋cej 艣rodk贸w uspokajaj膮cych, po czym uprzedzi艂a wszystkich domownik贸w, 偶e STRONA 14gotowa jest targn膮膰 si臋 na swoje 偶ycie. Nikt jej nie uwierzy艂. Kt贸rego艣 ranka zostawi艂a mi po偶egnaln膮 wiadomo艣膰 na sekretarce. Otru艂a si臋 gazem. Przes艂uchiwa艂am wiele razy t臋 wiadomo艣膰. Nigdy nie s艂ysza艂am jej tak spokojnej, pogodzonej z losem. M贸wi艂a, 偶e nie czuje si臋 ani szcz臋艣liwa ani nieszcz臋艣liwa i tego nie mo偶e d艂u偶ej znie艣膰. Weronika wsp贸艂czu艂a tej kobiecie, kt贸ra opowiada艂a histori臋 swojej ciotki, pr贸buj膮c dociec, co popchn臋艂o j膮 do samob贸jstwa. Bo jak w 艣wiecie, gdzie wszyscy staraj膮 si臋 prze偶y膰 za wszelk膮 cen臋 os膮dza膰 tych, kt贸rzy decyduj膮 si臋 na 艣mier膰? Nikt nie ma prawa ich os膮dza膰. Ka偶dy zna ogrom swego cierpienia i tylko on sam mo偶e oceni膰, czy jego 偶ycie ma sens czy nie. Weronika chcia艂a to wyt艂umaczy膰, ale przeszkadzali jej rurka wt艂oczona do gard艂a. Zacz臋艂a si臋 krztusi膰 i kobieta przyszli jej z pomoc膮. Zobaczy艂a, jak pochyla si臋 nad jej cia艂em skr臋powanym, pod艂膮czonym do rozlicznych tub, zabezpieczonym przed zakusami autodestrukcji. Poruszy艂a g艂ow膮 z boku na bok, b艂agaj膮c wzrokiem, by wyj臋to jej z gard艂a rurk臋 i pozwolono umrze膰 w spokoju. - Jeste艣 zdenerwowana - powiedzia艂a kobieta. Nie wiem, czy 偶a艂ujesz, czy nadal chcesz umrze膰, ale mnie to nie interesuje. Obchodz膮 mnie jedynie moje obowi膮zki. A w my艣l regulaminu, gdy pacjent jest wzburzony, powinnam mu wstrzykn膮膰 艣rodek uspokajaj膮cy. Weronika przestali si臋 rzuca膰 na 艂贸偶ku, ale piel臋gniarka ju偶 wbi艂a jej ig艂臋 w rami臋. Wkr贸tce po tym Weronika wr贸cili do osobliwego 艣wiata, 艣wiata bez sn贸w, gdzie jedynym zapami臋tanym obrazem byli twarz dopiero co ujrzanej kobiety: zielone oczy, kasztanowe w艂osy i ca艂kowita oboj臋tno艣膰 STRONA 15w艂a艣ciwa tym, kt贸rzy wykonuj膮 to, co im nakazano, nie kwestionuj膮c zasad regulaminu. *** Paulo Coelho us艂ysza艂 histori臋 Weroniki w trzy miesi膮ce p贸藕niej, podczas kolacji w algierskiej restauracji w Pary偶u. Opowiedzia艂a mu j膮 przyjaci贸艂ka, tak偶e S艂owianka i tak偶e Weronika, c贸rka ordynatora szpitala w Villete. Potem, gdy postanowi艂 napisa膰 o tym ksi膮偶k臋, chcia艂 zmieni膰 imi臋 swej przyjaci贸艂ki Weroniki na Blask臋, Edwin臋 czy Marjecj臋, albo na inne s艂owe艅skie imi臋, by czytelnikowi nie myli艂y si臋 Weroniki. W ko艅cu jednak zdecydowa艂 si臋 pozostawi膰 rzeczywiste imiona. Ilekro膰 wspomni o swej przyjaci贸艂ce Weronice, b臋dzie j膮 nazywa膰 "przyjaci贸艂k膮 Weronik膮". Je艣li za艣 mowa b臋dzie o drugiej Weronice, to nie chcia艂 jej dodatkowo okre艣la膰. M贸wienie o niej, g艂贸wnej bohaterce ksi膮偶ki, "Weronika wariatka" czy "Weronika, kt贸ra targn臋艂a si臋 na swoje 偶ycie" z pewno艣ci膮 znudzi艂oby czytelnika. Tak czy owak on sam i jego przyjaci贸艂ka Weronika zaistniej膮 tylko w tym, kr贸tkim fragmencie ksi膮偶ki. Przyjaci贸艂ka Weronika by艂a oburzona zachowaniem swego ojca, zw艂aszcza, 偶e sprawowa艂 on funkcj臋 dyrektora szanowanej instytucji i pisa艂 prac臋, kt贸r膮 mia艂o zaopiniowa膰 szacowne grono profesor贸w. - Czy wiesz, sk膮d si臋 wzi膮艂 "azyl"? - spyta艂a. - Od prawa, kt贸re mieli ludzie jeszcze w 艣redniowieczu. Pozwalano im chroni膰 si臋 w ko艣cio艂ach i STRONA 16miejscach 艣wi臋tych. Prawo do azylu rozumie ka偶dy cywilizowany cz艂owiek! Jak wi臋c m贸j ojciec, dyrektor azylu psychiatrycznego, m贸g艂 post膮pi膰 w ten spos贸b wobec chorego? Paulo Coelho chcia艂 pozna膰 dzieje Weroniki w szczeg贸艂ach, bo mia艂 po temu wspania艂y pow贸d. On r贸wnie偶 przebywa艂 w zak艂adzie psychiatrycznym, czy te偶 raczej w hospicjum, bo tym mianem okre艣lano szpitale tego rodzaju. I zdarzy艂o si臋 to nie jeden ale a偶 trzy razy - w 1965, 1966 i 1967 roku. Miejscem jego odosobnienia by艂a klinika Doktora Eirasa w Rio de Janeiro. Pow贸d, dla kt贸rego go tam umieszczano, pozosta艂 dla niego do dzi艣 niejasny. By膰 mo偶e rodzice byli zdezorientowani jego popadaniem ze skrajno艣ci w skrajno艣膰, od nie艣mia艂o艣ci do ekstrawertyzmu, albo bezradni wobec jego pragnienia bycia "artyst膮", co w rodzinie uchodzi艂o za najprostszy spos贸b na to, by si臋 stoczy膰 i umrze膰 w n臋dzy. Gdy o tym my艣la艂. a czyni艂 to z rzadka, przypisywa艂 prawdziwe szale艅stwo lekarzowi, kt贸ry zgodzi艂 si臋 zamkn膮膰 go w hospicjum bez 偶adnego konkretnego powodu. Jak to bywa w niejednej rodzinie, najcz臋艣ciej t艂umaczy si臋 rodzic贸w tym, 偶e nie wiedzieli, co robi膮, podejmuj膮c tak drastyczne decyzje i zrzuca si臋 win臋 na innych. Paulo roze艣mia艂 si臋 na wie艣膰 o tym, 偶e Weronika pozostawi艂a osobliwy list do prasy, w kt贸rym protestowa艂a przeciw ignorancji znanego francuskiego czasopisma wobec jej kraju. - Nikt nie zabija si臋 z tego powodu. STRONA 17- Dlatego list nie mia艂 偶adnego odd藕wi臋ku - powiedzia艂a przyjaci贸艂ka Weronika. - Zreszt膮 nie dalej jak wczoraj, gdy meldowa艂am si臋 w hotelu, zapytano mnie, czy S艂owenia to miasto w Niemczech. "Tego rodzaju historie s膮 na porz膮dku dziennym" - pomy艣la艂 Paulo. Wielu obcokrajowc贸w uwa偶a艂o argenty艅skie miasto Buenos Aires za stolic臋 Brazylii. Ale opr贸cz tego, 偶e cudzoziemcy cz臋sto gratulowali mu uroku miasta, o kt贸rym s膮dzili, 偶e jest stolic膮 jego ojczyzny, cho膰 tak naprawd臋 znajdowa艂o si臋 w s膮siednim kraju, Paula Coelho 艂膮czy艂 z Weronik膮 wspomniany ju偶 pobyt w zak艂adzie dla psychicznie chorych, "sk膮d nigdy nie powinien by艂 wyj艣膰", jak to pewnego razu skomentowa艂a jego pierwsza 偶ona. A jednak wyszed艂. Opu艣ciwszy klinik臋 Doktora Eirasa, zdecydowany nigdy ju偶 tam nie wr贸ci膰, poprzysi膮g艂 sobie dwie rzeczy: opisa膰 swoje do艣wiadczenia i opublikowa膰 je dopiero po 艣mierci rodzic贸w. Nie chcia艂 ich rani膰, gdy偶 oboje do艣膰 ju偶 wycierpieli, obwiniaj膮c si臋 za to, co zrobili. Jego matka zmar艂a w 1993 roku, a ojciec w 1997 roku sko艅czy艂 84 lata i pomimo stwierdzonej rozedmy p艂uc (cho膰 nigdy nie pali艂), pomimo od偶ywiania si臋 mro偶onkami (bo 偶adna gosposia nie by艂a w stanie znie艣膰 jego humor贸w), by艂 w pe艂ni w艂adz umys艂owych i cieszy艂 si臋 doskona艂ym zdrowiem. Tak wi臋c Paulo, us艂yszawszy histori臋 Weroniki, odkry艂 wspania艂y spos贸b na opisanie swych prze偶y膰 bez 艂amania z艂o偶onej obietnicy. Cho膰 sam nigdy nie my艣la艂 o samob贸jstwie, doskonale znal kulisy szpitala STRONA 18psychiatrycznego: metody leczenia, stosunki mi臋dzy lekarzami i pacjentami, komfort i l臋k z przebywania w takim miejscu. A teraz zostawmy Paula Coelho i jego przyjaci贸艂k臋 Weronik臋 - raz na zawsze opuszczaj膮 teraz 艂amy tej ksi膮偶ki - i powr贸膰my do naszej historii. *** Weronika nie wiedzia艂a, jak d艂ugo spa艂a. Pami臋ta艂a jedynie, 偶e gdy obudzi艂a si臋 w pewnym momencie, wci膮偶 jeszcze pod艂膮czona do aparatury reanimacyjnej, us艂ysza艂a: - Czy chcesz, by ci臋 zaspokoi膰? Ale teraz, rozgl膮daj膮c si臋 po pokoju szeroko otwartymi oczami, nie wiedzia艂a, czy zdarzy艂o si臋 to naprawd臋, czy by艂a to tylko halucynacja. Pr贸cz tego nie pami臋ta艂a nic, zupe艂nie nic. Nie mia艂a ju偶 rurek w nosie ani w ustach, ale ig艂y wci膮偶 tkwi艂y w jej ciele, elektrody w okolicach serca i na g艂owie, a r臋ce nadal byty przywi膮zane. Le偶a艂a nago, okry艂a jedynie prze艣cierad艂em i cho膰 dr偶a艂a z zimna, nie chcia艂a o nic prosi膰. Ograniczona zielonym parawanem przestrze艅 zastawiona by艂a urz膮dzeniami do intensywnej terapii, jej 艂贸偶kiem oraz bia艂ym krzes艂em, na kt贸rym siedzia艂a piel臋gniarka, zag艂臋biona w lekturze jakiej艣 ksi膮偶ki. Ta kobieta dla odmiany mia艂a ciemne oczy i kasztanowe w艂osy. Mimo to Weronika nie by艂a do ko艅ca pewna, czy to w艂a艣nie z ni膮 rozmawia艂a przed kilkoma godzinami, a mo偶e dniami? - Czy mo偶e pani odwi膮za膰 mi r臋ce? - Piel臋gniarka podnios艂a wzrok, rzuci艂a lakoniczne "nie" i wr贸ci艂a do swojej ksi膮偶ki. STRONA 19"Nadal 偶yj臋 - pomy艣la艂a Weronika - i wszystko zacznie si臋 od nowa. B臋d臋 musia艂a poby膰 tu jaki艣 czas, dop贸ki nie stwierdz膮, 偶e jestem ca艂kiem normalna. Potem wypisz膮 mnie i zn贸w zobacz臋 ulice Ljubljany, okr膮g艂y plac, mosty, ludzi na ulicach 艣piesz膮cych do pracy i wracaj膮cych do domu. Poniewa偶 ludzie zawsze staraj膮 si臋 pom贸c innym po to, by poczu膰, 偶e s膮 lepsi ni偶 s膮, przyjm膮 mnie zn贸w do pracy w bibliotece. Z czasem zaczn臋 odwiedza膰 te same co zwykle bary i te same dyskoteki, b臋d臋 rozmawia膰 z przyjaci贸艂mi o niesprawiedliwo艣ci i problemach na 艣wiecie, chodzi膰 do kina, spacerowa膰 nad jeziorem. Wybra艂am tabletki, wi臋c moje cia艂o nie jest zniekszta艂cone. Wci膮偶 jestem m艂oda, 艂adna, inteligentna, b臋dzie mi 艂atwo - tak jak zawsze by艂o znale藕膰 kochank贸w. B臋d臋 si臋 kocha膰 z nimi u nich w domu albo w lesie, sprawi mi to nawet rozkosz, ale zaraz po orgazmie wr贸ci poczucie pustki. Nie b臋dziemy sobie mieli wiele do powiedzenia, oboje zaczniemy szuka膰 wykr臋t贸w typu: "ju偶 p贸藕no" albo "jutro musz臋 wcze艣nie wsta膰" i po艣piesznie si臋 rozejdziemy, nie patrz膮c sobie w oczy. Wr贸c臋 do pokoju w klasztorze. Spr贸buj臋 poczyta膰 jak膮艣 ksi膮偶k臋, w艂膮cz臋 telewizor i pogapi臋 si臋 na te, co zwykle programy, nastawi臋 budzik na t臋 sam膮 godzin臋 co poprzedniego dnia, b臋d臋 machinalnie wykonywa膰 zadania powierzone mi w bibliotece. W porze obiadowej zjem kanapk臋 w parku naprzeciw teatru, siedz膮c na tej 艂awce, co zwykle, obok innych ludzi, kt贸rzy te偶 zawsze wybieraj膮 te same 艂awki i maj膮 to samo puste spojrzenie, cho膰 udaj膮, 偶e s膮 zaprz膮tni臋ci sprawami najwy偶szej wagi. Po przerwie wr贸c臋 do pracy, pos艂ucham plotek o tym, kto z kim sypia, kto ma k艂opoty, kto p艂aka艂 z powodu m臋偶a i b臋d臋 mia艂a poczucie, 偶e jestem lepsza ni偶 inni, STRONA 20bo jestem 艂adna, mam prac臋, mog臋 poderwa膰 kogo zechc臋. Pod koniec dnia wpadn臋 do baru i tak b臋dzie w k贸艂ko. Matka, kt贸ra pewnie teraz zamartwia si臋 moj膮 pr贸b膮 samob贸jstwa, jako艣 otrz膮艣nie si臋 z szoku i zacznie mnie wypytywa膰, co zamierzam dalej pocz膮膰 ze swoim 偶yciem, dlaczego nie jestem taka jak inni. Zacznie twierdzi膰, 偶e 偶ycie nie jest tak skomplikowane, jak mi si臋 wydaje. "Sp贸jrz chocia偶by na mnie. Od lat jestem z twoim ojcem i zawsze starali艣my si臋 da膰 ci jak najlepsze wykszta艂cenie i jak najlepszy przyk艂ad". A偶 pewnego dnia, znu偶ona wys艂uchiwaniem wci膮偶 tego samego, wyjd臋 za m膮偶, by sprawi膰 jej przyjemno艣膰 i zmusz臋 si臋 do kochania po艣lubionego cz艂owieka. W ko艅cu oboje zaczniemy wsp贸lnie marzy膰 o mi艂ym domku na wsi, o dzieciach, o ich przysz艂o艣ci. W pierwszym roku b臋dziemy si臋 cz臋sto kocha膰, w drugim nieco mniej, a od trzeciego o seksie b臋dziemy my艣le膰 dwa razy w miesi膮cu, ale tylko raz b臋dziemy t臋 my艣l wprowadza膰 w czyn. Co gorsza, niemal przestaniemy ze sob膮 rozmawia膰. B臋d臋 znosi膰 to cierpliwie i zastanawia膰 si臋, co jest ze mn膮 nie tak, skoro nie potrafi臋 go ju偶 zainteresowa膰 swoj膮 osob膮, nie zwraca na mnie uwagi, rozprawia o swych przyjacio艂ach, jakby byli ca艂ym jego 艣wiatem. Gdy nasze ma艂偶e艅stwo zawi艣nie na w艂osku, zajd臋 w ci膮偶臋. B臋dziemy mieli dziecko, na jaki艣 czas staniemy si臋 sobie bli偶si, ale wkr贸tce wszystko wr贸ci do poprzedniego stanu. Wtedy zaczn臋 ty膰, tak jak ciotka tej piel臋gniarki, kt贸ra by艂a tu wczoraj, albo przedwczoraj, sama ju偶 nie wiem. Przejd臋 na diet臋, z ka偶dym dniem i tygodniem pokonywana przez kilogramy uparcie przyrastaj膮ce mimo skrupulatnej kontroli. W贸wczas zaczn臋 bra膰 te magiczne narkotyki, STRONA 21kt贸re nie pozwalaj膮 popa艣膰 w depresj臋 i b臋d臋 mia艂a zn贸w dzieci, pocz臋te podczas mi艂osnych nocy, kt贸re mijaj膮 zbyt szybko. B臋d臋 m贸wi艂a wszystkim, 偶e dzieci s膮 ca艂ym moim 偶yciem, ale, tak naprawd臋, to one b臋d膮 mnie trzyma膰 przy 偶yciu. W艣r贸d ludzi b臋dziemy uchodzi膰 za szcz臋艣liwe ma艂偶e艅stwo i nikt si臋 nawet nie domy艣li, 偶e za pozorem szcz臋艣cia kryje si臋 samotno艣膰, gorycz, wyrzeczenie. Pewnego pi臋knego dnia odkryj臋, 偶e m贸j m膮偶 ma kochank臋. By膰 mo偶e urz膮dz臋 awantur臋, jak ciotka tej piel臋gniarki, albo zn贸w pomy艣l臋 o samob贸jstwie. Ale b臋d臋 ju偶 za stara i zbyt tch贸rzliwa, z dwojgiem lub trojgiem dzieci na karku, kt贸re mnie potrzebuj膮, kt贸re musz臋 wychowa膰, urz膮dzi膰, zanim to wszystko zostawi臋. Nie zabij臋 si臋. Wywo艂am skandal, postrasz臋 go, 偶e odejd臋 z dzie膰mi. On, tak jak ka偶dy m臋偶czyzna, wycofa si臋, zapewni, 偶e mnie kocha, 偶e to si臋 wi臋cej nie powt贸rzy. Nigdy przez my艣l mu nie przejdzie, 偶e gdybym rzeczywi艣cie odesz艂a, musia艂abym wr贸ci膰 do rodzic贸w i do ko艅ca 偶ycia s艂ucha膰 co dzie艅 narzeka艅 matki, 偶e straci艂am jedyn膮 okazj臋, by by膰 szcz臋艣liwa, 偶e on, mimo drobnych wad, by艂 wspania艂ym m臋偶em, 偶e dzieci wiele ucierpi膮 z powodu naszego rozstania. Min膮 dwa, mo偶e trzy lata i nast臋pna kobieta pojawi si臋 w jego 偶yciu. Sama to odkryj臋, albo kto艣 mi o tym doniesie, ale tym razem udam, 偶e o niczym nie wiem. Nie b臋d臋 ju偶 mia艂a do艣膰 si艂y, by walczy膰 jak z pierwsz膮 kochank膮, zaakceptuj臋 wi臋c 偶ycie takie jakie jest. Oka偶e si臋, 偶e matka mia艂a racj臋. M膮偶 b臋dzie dla mnie mi艂y, ja nadal b臋d臋 pracowa膰 w bibliotece, je艣膰 kanapki na placu naprzeciw teatru, czyta膰 ksi膮偶ki, kt贸rych nigdy nie sko艅cz臋, ogl膮da膰 programy w telewizji, kt贸re za dziesi臋膰, dwadzie艣cia i pi臋膰dziesi膮t lat nic si臋 nie STRONA 22zmieni膮. Tyle tylko, 偶e kanapki je艣膰 b臋d臋 z poczuciem winy, 偶e tyj臋. I przestan臋 zagl膮da膰 do bar贸w, bo w domu b臋dzie czeka膰 m膮偶, w nadziei, 偶e zajm臋 si臋 dzie膰mi. Odt膮d b臋d臋 tylko cierpliwie czeka膰, a偶 dzieci podrosn膮 i ca艂ymi dniami rozmy艣la膰 o samob贸jstwie, nie maj膮c odwagi, by je pope艂ni膰. Pewnego pi臋knego dnia dojd臋 do wniosku, 偶e 偶ycie takie ju偶 jest, nic nie mo偶na na to poradzi膰, ani nic zmieni膰. I pogodz臋 si臋 z tym". Weronika sko艅czy艂a sw贸j wewn臋trzny monolog i obieca艂a sobie, 偶e nie wyjdzie 偶ywa z Villete. Lepiej sko艅czy膰 z tym wszystkim teraz, gdy ma jeszcze do艣膰 odwagi i zdrowia, by umrze膰. Zasypia艂a i budzi艂a si臋 wielokrotnie, za ka偶dym razem dostrzegaj膮c, 偶e urz膮dze艅 wok贸艂 by艂o coraz mniej. Zmienia艂y si臋 twarze piel臋gniarek. Zawsze kto艣 czuwa艂 przy jej 艂贸偶ku. Przez zielone p艂贸tno parawanu dochodzi艂 czyj艣 p艂acz, j臋ki, jakie艣 fachowo brzmi膮ce s艂owa, wypowiadane wywa偶onym tonem. Zdarza艂o si臋, 偶e jakie艣 urz膮dzenie brz臋cza艂o w odleg艂ym pomieszczeniu i wtedy s艂ycha膰 by艂o przyspieszone kroki w korytarzu, a glosy nie byty ju偶 tak spokojne i tak fachowe. Podczas jednej z takich 艣wiadomych chwil us艂ysza艂a pytanie piel臋gniarki: - Nie chce pani zna膰 stanu swego zdrowia? - Wiem, jaki jest - odparta Weronika. - M贸j stan to nie to, co widzicie w moim ciele, ale to, co dzieje si臋 w mojej duszy. Piel臋gniarka chcia艂a jeszcze co艣 powiedzie膰, ale Weronika uda艂a, 偶e 艣pi. Kiedy na dobre odzyska艂a przytomno艣膰, zorientowa艂a si臋, 偶e jest w innym miejscu - w pomieszczeniu, kt贸re przypomina艂o wielk膮 sal臋 szpitaln膮. W r臋k臋 nadal mia艂a wk艂ut膮 ig艂臋 od kropl贸wki z surowic膮, ale od wszystkich STRONA 23innych urz膮dze艅 j膮 od艂膮czono. Jaki艣 wysoki lekarz, ubrany w bia艂y fartuch, kontrastuj膮cy z farbowanymi na czarno w艂osami i w膮sikiem, sta艂 przy jej 艂贸偶ku. Obok niego m艂ody sta偶ysta trzyma艂 kart臋 i notowa艂. - Od jak dawna jestem tutaj? - spyta艂a. M贸wienie przychodzi艂o jej z wielk膮 trudno艣ci膮. - W tej sali dwa tygodnie, po pi臋ciu dniach na oddziale intensywnej terapii - odpar艂 starszy m臋偶czyzna. - I dzi臋kuj Bogu, 偶e jeszcze tu jeste艣. M艂odszy zdawa艂 si臋 zaskoczony, tak jakby to ostatnie zdanie nie by艂o w pe艂ni prawdziwe. Weronika natychmiast zauwa偶y艂a to i instynktownie zareagowali nieufno艣ci膮. Czy偶by by艂a tu d艂u偶ej? Mo偶e nadal jej co艣 grozi? Zacz臋艂a zwraca膰 baczn膮 uwag臋 na ka偶dy gest, ka偶dy ruch obu m臋偶czyzn. Wiedzia艂a, 偶e na nic si臋 zda zadawanie pyta艅, nigdy nie powiedz膮 jej prawdy. Ale je艣li b臋dzie wystarczaj膮co sprytna, sama odkryje, o co w tym wszystkim chodzi. - Prosz臋 poda膰 swoje imi臋, nazwisko, adres zamieszkania, stan cywilny i dat臋 urodzenia - m贸wi艂 dalej starszy lekarz. Weronika poda艂a swoje imi臋 i nazwisko, stan cywilny i dat臋 urodzenia, ale nijak nie mog艂a sobie przypomnie膰 swojego adresu. Lekarz za艣wieci艂 jej latark膮 w oczy i bada艂 je d艂ugo, nic nie m贸wi膮c. M艂odszy zrobi艂 to samo. Po czym obaj wymienili mi臋dzy sob膮 znacz膮ce spojrzenia. - Podobno powiedzia艂a艣 piel臋gniarce z nocnego dy偶uru, 偶e nie jeste艣my w stanie zobaczy膰 twojej duszy? - spyta艂 m艂odszy z nich. STRONA 24Weronika nie pami臋ta艂a. Z trudno艣ci膮 u艣wiadamia艂a sobie kim jest, i co tu robi. - Twoja 艣pi膮czka wywo艂ana by艂a 艣rodkami uspokajaj膮cymi, co mo偶e powodowa膰 pewne luki w pami臋ci. Postaraj si臋 odpowiedzie膰 na wszystkie pytania, kt贸re ci zadamy. I lekarze rozpocz臋li sw贸j absurdalny wywiad: jakie wa偶ne czasopisma wychodz膮 w Ljubljanie, kim by艂 poeta, kt贸rego pomnik stoi na g艂贸wnym placu (o, tego nie zapomni nigdy, w ka偶dej s艂owe艅skiej duszy wyryty jest obraz Preserem), jakiego koloru s膮 w艂osy jej matki, jak maj膮 na imi臋 jej przyjaciele z pracy, jakie ksi膮偶ki s膮 najcz臋艣ciej wypo偶yczane z biblioteki... Z pocz膮tku Weronika nie chcia艂a odpowiada膰, bo bia艂ych plam w jej umy艣le by艂o wi臋cej ni偶 wspomnie艅, ale po kilku zadanych pytaniach pami臋膰 zacz臋ta jej wraca膰. W pewnym momencie u艣wiadomi艂a sobie, 偶e jest w azylu psychiatrycznym, a przecie偶 wariaci nie musz膮 zachowywa膰 si臋 normalnie, ale dla swojego w艂asnego dobra i by zatrzyma膰 przy sobie lekarzy, kt贸rzy mogli powiedzie膰 jej co艣 wi臋cej o jej stanie zdrowia, zmusi艂a umys艂 do wysi艂ku. W miar臋 jak podawa艂a nazwiska i fakty odzyskiwa艂a nie tylko przesz艂o艣膰, ale i osobowo艣膰, pragnienia, sw贸j spos贸b widzenia 艣wiata. My艣l o samob贸jstwie, kt贸ra jeszcze tego ranka wydawa艂a si臋 jej pogrzebana pod wieloma warstwami 艣rodk贸w nasennych, wydoby艂a si臋 zn贸w na powierzchni臋. - To wystarczy, dzi臋kujemy - zako艅czy艂 wywiad starszy lekarz. - Jak d艂ugo jeszcze tu zostan臋? STRONA 25M艂odszy spu艣ci艂 wzrok, a Weronika poczuta si臋 tak, jakby tkwi艂a w stanie zawieszenia, w kt贸rym od odpowiedzi lekarzy zale偶y jej dalszy los, to czy aby jej 偶ycie nie potoczy si臋 nowym torem. - Mo偶e niech pan jej to powie - odezwa艂 si臋 starszy lekarz do m艂odszego. - Plotka ju偶 si臋 rozesz艂a i dowie si臋 tak czy owak. Tutaj nic nie uchowa si臋 w tajemnicy. - No c贸偶, sama wybra艂a艣 sw贸j los - westchn膮艂 m艂odszy, wa偶膮c ka偶de s艂owo. - A oto skutki twojego czynu. W 艣pi膮czce wywo艂anej tabletkami nasennymi twoje serce zosta艂o nieodwracalnie uszkodzone. Nast膮pi艂o obumarcie jednej z kom贸r serca... - Prosz臋 pro艣ciej - przerwa艂 starszy. - Najlepiej niech pan przejdzie od razu do rzeczy. - Twoje serce zosta艂o w spos贸b nieodwracalny uszkodzone i wkr贸tce przestanie bi膰. - Co to oznacza? - zapyta艂a przera偶ona. - Gdy serce przestaje bi膰, oznacza膰 to mo偶e tylko jedno - 艣mier膰 fizyczn膮. Nie wiem, jakie s膮 twoje przekonania religijne, ale... - Kiedy moje serce si臋 zatrzyma? - przerwa艂a mu w p贸l s艂owa. - Za jakie艣 pi臋膰 dni, najdalej za tydzie艅. Weronika zauwa偶y艂a, 偶e cho膰 lekarz zachowywa艂 si臋 profesjonalnie i wsp贸艂czu艂 jej, to osobliwie ucieszy艂 si臋, 偶e jej to m贸wi. Tak jakby zas艂ugiwa艂a na kar臋, kt贸ra mog艂a sta膰 si臋 doskonal膮 nauczk膮 dla innych. Weronika wiedzia艂a z do艣wiadczenia, 偶e istnieje sporo ludzi, kt贸rzy rozprawiaj膮 o nieszcz臋艣ciach innych i udaj膮 tylko ch臋膰 niesienia im Ksi膮偶ki Drzewo Babel Oprawa: Twarda z obwolut膮 Oszcz臋dzasz 8,43 z艂 (20% Rabatu) Opis Umiera si臋 na wiele sposob贸w : z mi艂o艣ci, z t臋sknoty, z rozpaczy, ze zm臋czenia, z nud贸w, ze strachu...Umiera si臋 nie dlatego by przesta膰 偶y膰, lecz po to by 偶y膰 inaczej. Kiedy 艣wiat zacie艣nia si臋 do rozmiaru pu艂apki, 艣mier膰 zdaje si臋 by膰 jedynym ratunkiem, ostatni膮 kart膮, na kt贸r膮 stawia si臋 w艂asne 偶ycie. Weronika postanawia umrze膰 bez wyra藕nego powodu, bez 偶alu i bez patosu. Mo偶e dlatego, 偶e szukaj膮c 艂atwych rozwi膮za艅, jej 偶ycie sta艂o si臋 md艂e, jak potrawa bez przypraw, pozbawione ziarna szale艅stwa. A gdzie szuka膰 szale艅stwa, je艣li nie w domu wariat贸w, po艣r贸d tych, kt贸rzy obdarzeni nim zostali w nadmiarze? Weronika uczy si臋 na nowo 偶ycia, poznaje siebie sam膮, zmartchwywstaje. Weronika chce 偶y膰 inaczej... Szczeg贸艂y Tytu艂 Weronika postanawia umrze膰 J臋zyk orygina艂u hiszpa艅ski T艂umacze Misiorowska Gra偶yna Tytu艂 orygina艂u Veronika decide morrer Inne propozycje autor贸w - Coelho Paulo Alchemist 39 Literatura obcoj臋zyczna HarperCollins Brida Ksi膮偶ki Drzewo Babel Szpieg Ksi膮偶ki Drzewo Babel Szpieg Ksi膮偶ki Drzewo Babel Zahir Ksi膮偶ki Drzewo Babel Podobne z kategorii - Ksi膮偶ki Klienci, kt贸rzy kupili ogl膮dany produkt kupili tak偶e: Zdrada Opowiadania Drzewo Babel Zahir Ksi膮偶ki Drzewo Babel Darmowa dostawa od 199 z艂 Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produkt贸w Bezpieczne zakupy Informujemy, i偶 do cel贸w statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz cel贸w zwi膮zanych z bezpiecze艅stwem naszego sklepu, aby zapewni膰 przyjemne wra偶enia podczas przegl膮dania naszego serwis korzystamy z plik贸w cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawie艅 przegl膮darki lub zastosowania funkcjonalno艣ci rezygnacji opisanych w Polityce Prywatno艣ci oznacza, 偶e pliki cookies b臋d膮 zapisywane na urz膮dzeniu, z kt贸rego korzystasz. Wi臋cej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatno艣ci. Rozumiem Ksi膮偶ki Drzewo Babel Oprawa: Mi臋kka ze skrzyde艂kami Opis Umiera si臋 na wiele sposob贸w: z mi艂o艣ci, z t臋sknoty, z rozpaczy, ze zm臋czenia, z nud贸w, ze strachu... Umiera si臋 nie dlatego, by przesta膰 偶y膰, lecz po to, by 偶y膰 inaczej. Kiedy 艣wiat zacie艣nia si臋 do rozmiar贸w pu艂apki, 艣mier膰 zdaje si臋 by膰 jedynym ratunkiem, ostatni膮 kart膮, na kt贸r膮 stawia si臋 w艂asne postanawia umrze膰 bez wyra藕nego powodu, bez 偶alu i bez patosu. Mo偶e dlatego, 偶e gdy szuka艂a 艂atwych rozwi膮za艅, jej 偶ycie sta艂o si臋 md艂e, jak potrawa bez przypraw, pozbawione ziarna szale艅stwa. A gdzie szuka膰 szale艅stwa, je艣li nie w domu wariat贸w, po艣r贸d tych, kt贸rzy obdarzeni nim zostali w nadmiarze? Weronika uczy si臋 na nowo 偶ycia, poznaje siebie sam膮, zmartwychwstaje. Weronika chce 偶y膰 inaczej... Szczeg贸艂y Tytu艂 Weronika postanawia umrze膰 Oprawa Mi臋kka ze skrzyde艂kami J臋zyk orygina艂u hiszpa艅ski T艂umacze Misiorowska Gra偶yna Tytu艂 orygina艂u Veronika decide morrer Inne propozycje autor贸w - Coelho Paulo Alchemist 39 Literatura obcoj臋zyczna HarperCollins Zahir Ksi膮偶ki Drzewo Babel Zahir Ksi膮偶ki Drzewo Babel Podobne z kategorii - Ksi膮偶ki Klienci, kt贸rzy kupili ogl膮dany produkt kupili tak偶e: Darmowa dostawa od 199 z艂 Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produkt贸w Bezpieczne zakupy Informujemy, i偶 do cel贸w statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz cel贸w zwi膮zanych z bezpiecze艅stwem naszego sklepu, aby zapewni膰 przyjemne wra偶enia podczas przegl膮dania naszego serwis korzystamy z plik贸w cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawie艅 przegl膮darki lub zastosowania funkcjonalno艣ci rezygnacji opisanych w Polityce Prywatno艣ci oznacza, 偶e pliki cookies b臋d膮 zapisywane na urz膮dzeniu, z kt贸rego korzystasz. Wi臋cej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatno艣ci. Rozumiem

weronika postanawia umrze膰 napisy pl